obrazy 5
Ego - więzień własnej interpretacji rzeczywistości - przykute do siedmiu percepcyjnych wymiarów fałszywą projekcją. Czym jest Śunjata? Jest wiatrem w klatce piersiowej, oddechem - odorem ryby gnijącej nad Zalewem Sulejowskim.
Wszędzie tylko pustka. Jakieś antropocentryczne gaworzenie. Też pustka. W Gdańsku wytwarzano z ludzi mydło, torebki i pierogi. Także pustka. Nic nie musi robić, aby żyć. Oto jego ciało. Jego ludzki umysł, groteskowy, śmiesznie splątany. Uwikłany w banalne emocje. Roztrzęsiony kabotyn. I jeszcze coś. Kopnięcia w mózg, aby o tym nie myśleć.
Istnieje tylko to, co na zewnątrz. Jest to tak oczywiste, że aż śmieszy. Wewnątrz nie ma nic. Pustka przytłacza i rzuca na kolana. Zabiera wszystko. Do żył przetacza benzopireny
i substancje promieniotwórcze. Wypala kwarki i gluony. Aż łeb wraz umysłem ukręca przy drugim kręgu.

Pustka raz doświadczona, z tyłu głowy obecna już zawsze. I uwalniająca nienawiść.
Czysta, cudowna nienawiść. Czym byłoby ego bez nienawiści. Człowiekowatym atopowym zapaleniem skóry. Palcem trzymanym w odbycie przez chwilę.
Ego nienawidzi swojej polskiej wątroby. Wyrywa ją i kładzie obok. Przybija gwoździami do podłogi i patrzy. Jak nienawiść zaświadcza o humanizmie. Duma i jego zasrane polskie jelito grube. Zakwaszony polski żołądek albo rak szyjki macicy. W żyłach płynie świat zewnętrzny i śmieszne polskie erytrocyty. Rozpływają się na granicy niemyślenia, ropiejąc. Pustka ciała krwawi. Jest jak kobieta. A nawet cztery.
Jego strzeliste poglądy uformowano samowolnie. Sugerując istnienie substancjalnej świadomości. Ego wyrosło więc ponad tłumy. Próbowano spłodzić w nim Polaka.
A tam, co za niespodzianka, w jądrach też pustka - i polska pisana z małej litery. Jak hemoroidy pochwy. Obserwowany kiedy podnosi rękę i wkłada mięso do ust. Kiedy impulsywnie drapie się po głowie. Siedzi na krześle i nie przestaje mówić. Dzisiaj boli go głowa, bólem penetrującym, morderczym pulsarem błony śluzowej. Jego ból nie jest niczyim bólem. Jego myśli nie są niczyje. Pomiędzy Śunjatą, a wyobrażeniem jutra. Krwawią w nim człowiekowate właściwości.
Nie-ja kroi otępiałym nożem mięso. Jego mięso gnije. A z oczu cug analny, tęczówka paruje stęchlizną. Niczym usta pełne próchnicy. Implozja obecności - wszystko co przechodzi przez nie-ja. Gdy pochłania materię, ego identyfikuje się z rodziną. Na siedząco. Gdy na stojąco, z narodem. Zasysa patriotyzm, kaszankę i żeberka z kością. Nienawiść penetruje głębokim wdechem. Nie-ja wchłania człowiekowatość i pół litra wódki.
Powietrze przychodzi i odchodzi - myśli przychodzą i odchodzą - umysł stawia opór - bez przerwy gada i onanizuje się - uwolnienie i przepływ - podobnie, gdy chlorowodorek bupropionu zalewa mózg cynobrowo-otępienną galaretą - nieobecność wcieka z zewnątrz - absencją perforuje synapsy. Obserwuję, jak oddycha jeszcze i planuje jutro - tam, gdzie niedawno było ja - mięso z kością na przemian ożywa i gnije - pokarmy przychodzą i odchodzą - płyny przychodzą i odchodzą.
Świadomość buduję gdy umysł stawia opór. Opór w każdej kolejnej sekundzie. Rozdęte żołądki - puste - fetor usuwanych wydzielin, ot metafizyka mięsa z kością. Pochylona nad miską rozplątuję jajowód złotym nożem. Drażniąc ostrzem pobudzam oziębłe jajniki. Tak, abym mogła urodzić się na nowo. Wszystko co przechodzi przeze mnie, zostało zapłodnione. Żyły w których płynie świat zewnętrzny - lęk w podbrzuszu i ból ciała - Escitalopramem napełniam po brzegi.
Pustka scala materię z antymaterią, prawdę z fałszem, matematykę z filologią. W pustce matka zabija dziecko, siostra brata zabija złotym nożem. W pustce krew napełnia wodociągi. Szukając sensu przepływu, mięso z kością reaguje na ból i pół litra Whiskey z Tennessee. Łyżką złotą wątrobę szlachtuje na trzy, wyciskając skwaśniałą już fluoxetynę na cztery. W pustce religie fermentują na dnie komunizmu, a demokracja jest jak wymiętoszony jęczmień na brodawce lewego sutka.
Uwikłana w ogólnie dostępną rzeczywistość, której właściwie nie rozumiem. Przejmując władzę nad splątanym mózgiem, wzbierający prędkościomierz łóżka to tylko erekcja współbieżna siła, która to wszystko jednym łukiem, lęk trzeci z kolei odcień czerni zagarnie. Trzykrotnie pod skórą uciszając opór. Zatrzymaną akcję serca mój głębokoklatkowy uraz piersiowy przywraca hormonalną terapią testosteronem, jak każdej zatrzymuje powietrze w płucach to bąbelko-baloniki na sztyletach emocji. Mordercy kwiatów uwikłani w kobiece zniewolenie cyklem intuicyjnie stoją w przeciągu krwi z palcami sklejonymi wilgocią. Patrzą, kiedy zsunięta podpaska odsłania marskość macicy.
Istnieje tylko to, co na zewnątrz. Słońce, deszcz, nerki czy oko. Kiedy dokuczają znów te same myśli, robi ich modele w woskowinie. Coś jak zaproszenie na terapię lub na tomografię. Obumieranie jest kognitywnie przyciągające. To wsłuchiwanie się w spaliny wydychanego powietrza.
Szczęście - rodzaj cierpienia. Ego doświadcza go męcząc się chronicznym dobrym samopoczuciem. Na prawo i nieco powyżej od sklepienia ciała modzelowatego, pomiędzy ego i jaźnią. Mięso z kością, pochylone nad talerzem, odkrojony srebrnym nożem płat skroniowy umieszcza w przełyku. Konsumpcja kompulsyjno-impulsywna otwiera przestrzeń dla ścierających się subiektywności.
Po wejściu w Śunjatę czas eksplodował bez tandetnych fajerwerków. Gdzieś pomiędzy płytszą fazą a głębszą. Wyluzowana nieobecność odkrywająca kosmicznie obiektywną rzeczywistość - coś jak lekki przymus masturbacji.
Rozpadająca się subiektywność - odsłania rzeczywistość pierwotną i ostateczną.
Ego chwieje się. Najpierw przestaje bredzić i w końcu zdycha. A wtedy zjawia się ona. Śunjata. Jest w niej coś szczególnego. Nie przyjemność - przyciąganie. Jeszcze kilka krótkich wdechów. Subiektywny świat odpływa. Ze wszystkimi jego trupami.
Umysł w Śunjacie pozbawiony jest obserwatora. Obecne w nim jest tylko to co na zewnątrz - domy, ulice, samochody, przechodnie – wszystko co znajduje się w polu widzenia. Wewnątrz nie ma nikogo. Nie ma wewnętrznego świadomego Ja. To czym naprawdę jestem to nieobecność. Na pytanie kim jestem, odpowiedź jest prosta - tym co na zewnątrz.
Rzeczywistość w Śunjacie jest światem obserwowanym przez trupa.
Świat w pustce Śunjaty nie jest światem wegan, ani obrońców przyrody. Nie jest światem humanistów. Tam syn zabija matkę tak naturalnie jak matka zabija dziecko, prosto i zwyczajnie. Wnętrzności rozcięte nożem są tylko obrazem. Ból to tylko grymas na twarzy. Rozdzierający krzyk to tylko fala akustyczna. Cokolwiek wydarza się, jest na swoim miejscu.